„Nie daj się zastraszyć”, pisała mi Wiki w co dziesiątej wiadomości. „Nie dawaj im broni do ręki. Nie odbieraj jej sobie”. Ale to łatwo mówić ludziom mającym w sobie ten wyjątkowy dar, który sprawia, że zawsze wypływają na powierzchnię. To jakby bańka powietrza, która nie pozwala opaść na dno, coś rozpraszającego mrok, rozrzedzającego bagno w człowieku.
Ja tego nie miałam, chociaż chciałam wierzyć, że jest po prostu głęboko schowane i kiedyś pozwoli się odnaleźć. Na ten moment byłam tym, kto jest nikim, wbitym w muł na najczarniejszym dnie. Tym, o kim nie pisze się książek…
Tyle że to nie Martyna została wbita w zimny grunt, porzucona w mroku i błocie. I to właśnie ona opowie historię o bardzo trudnych emocjach. Bohaterka bez wiedzy o tym, czy woli chłopaków, czy dziewczyny, nie mająca pojęcia, kim jest ani jak poradzić sobie z tragicznymi następstwami zagubienia i nienawiści.
„Wszystkie kolory łabędzi” to historia o zaszczuciu, stracie i poszukiwaniu własnej tożsamości. O niebinarności, toksycznych wzorcach i pułapkach dorastania. O młodych ludziach, którzy muszą walczyć o to, by zamiast próbować zniknąć, bez przeszkód poszukiwać siebie i żyć na własnych zasadach.