Chłopiec. 17-latek jakich wielu. Lubił zabawę. Lubił korzystać z życia. Lubił kiedy się działo. Czasami aż za dużo. Czasami bez granic i hamulców. Z rodzicami się nie układało. Nie tak jak powinno. Taki wiek - mówią niektórzy. Wyrośnie z tego, powiedzą inni. Jedni wyrastają, inni nie.
Jedni zmądrzeją, inni do końca życia będą szorować głową o dno. Od takiego szorowania się zmęczą. To sprawia, że życie staje się trudne. Nie do zniesienia. Bo ile można. Męczyć się i trudzić. Gdy za bardzo chcesz. Gdy za dużo chcesz. Więcej stracisz niż zyskasz. Zyskać możesz błyskotkę, stracić możesz siebie. Trzeba uważać. Na siebie. Na innych. Trzeba pamiętać co ważne. Potrafić ustalić priorytety. Bez priorytetów człowiek dryfuje. Nie wie gdzie płynąć. Nie wie gdzie jest jego port. A marynarz bez portu to pirat. Wyrzutek. To smutek dnia codziennego. To głupiec, który nie wie, co jest dobre, a co złe. To nic złego być głupim, pod warunkiem, że dążysz do porzucenia głupoty. Jeśli się z nią zaprzyjaźniłeś. Jeśli stała się Tobą samym. Leżysz. Na stałe.
Chłopiec przesadzał. I to grubo. Nie szanował rodziców. Starszych. Młodszych. Nikogo. Liczył się tylko on sam. To, żeby jemu było miło. Chwila przyjemności. Zaspokojenie pragnień. Coraz to nowych i kolejnych...
(fragment)