Wyruszyć w drogę to znaczy wybrać inne życie. Życie proste, w którym każde spotkanie jest jak drzwi do innego świata, każda twarz to nowa podróż, a każda ścieżka pozwala odkrywać samych siebie i otaczający świat. Wędrując, stajemy się wolni.
Są lata zamknięte jak skrzynie, na kłódkę. Są lata, które spędzasz w pokoju, w biurze; albo na szpitalnym łóżku, w celi, w przestrzeni ograniczonej wrogimi ścianami. Czasem to praca zmusza cię do przebywania w zamknięciu, innym razem choroba, twoja albo kogoś bliskiego, czasem potrzeba poświęcenia uwagi tworzonemu dziełu; a może to depresja uniemożliwia ci wyjście na zewnątrz. Jesteś zamknięty w ciemności, która nie znika nawet wtedy, gdy szeroko otworzysz okna. Jesteś w pokoju, ale wydaje się, jakby cię nie było. Zdarzają się takie lata. To właśnie z ciemności rodzi się nieposkromione pragnienie wędrówki. Nie ma ono nic wspólnego z chęcią wyjazdu na wakacje po roku pracy. Ktoś, kto siedzi w środku ciemności, nie potrzebuje wakacji, nie wiedziałby, co z nimi zrobić. Nie potrzebuje plaż, hoteli, domków, zabytkowych starówek, muzeów. Pragnie czegoś więcej. Ktoś, kto tkwi w środku tej szczególnej ciemności, chce tylko jednej rzeczy: wędrówki. [Z książki]
Luigi Nacci, oryginalny piewca wędrowania i życia jako wędrówki, zastanawia się nad wartością, jaką w dzisiejszych czasach ma pierwotne, a zarazem rewolucyjne doświadczenie bycia w drodze.