Jest coś bardzo pociągającego w byciu okrutnym wobec siebie. Jeśli  masz  lewicową wrażliwość, to starasz się nie być okrutnym wobec nikogo.  Ale jednak  masz w sobie trochę okrucieństwa, więc z czystym sumieniem  możesz być okrutny  tylko wobec siebie. I ja to lubię.
Bohater tego autobiografizującego komiksu jest grubasem. Ma 25 lat i  jest  niezbyt zadowolony ze swego ciała, życia i pracy. Prowadzi bloga i  zostaje  zaczepiony przez czytelniczkę, młodą kobietę pracującą za  granicą. Rozkwita  romans esemesowo-internetowy. Ona ma go odwiedzić przy okazji pobytu w Polsce,  ale w ostatniej chwili się wymiguje. On szuka o niej informacji w necie i  znajduje. Jego miłość jest gimnazjalistką.  Czuje się jak idiota, ale zamiast ją  spuścić, a sobie odpuścić, prosi o  nagie fotki. Dostaje. Ale nie dostaje wiele  więcej.
To świetnie opowiedziana historia miłosnej obsesji, której obiekt w  gruncie  rzeczy nie istnieje. Prawie wszystko dzieje się w głowie, sercu i penisie - pod tym względem to dość odważny komiks - bohatera. Który w  zasadzie wie, co się z  nim dzieje, ale nie potrafi nad tym zapanować. W  tym wypadku nie mamy kłopotów  z empatią. Jest to też zabawne.
Jeśli  ktoś chce dopisać do tego jakąś  grubszą interpretację, to można  powiedzieć, że jest to przypowieść o miłosnych  fantazmatach w świecie  internetu i telefonii komórkowej.
A co z  odchudzaniem? Tomek zdradza nam dwa sposoby, dzięki którym stracił tytułowe 30  kg:
Pierwszy. Przestałem jeść. Zupełnie.  Żyłem  tylko dzięki kawie, piwu i fajkom. Ponad 10 miesięcy niekończącej się depresji.  Palenia, tabsów, wymiotów, pijaństwa.
Drugi. Kurwa, po prostu wziąłem się za  siebie. Codziennie 40 minut na rowerku. Raz w  tygodniu godzina na basenie. Na  rowerze do pracy. Wywaliłem z diety  tłuszcz, słodycze, chipsy, słodkie napoje.  Uregulowałem posiłki.  Policzyłem kalorie.