✖ Opinia niepotwierdzona zakupem
Zdarza mi się co jakiś czas sięgać po książki, które nie są skierowane do osób w moim wieku, czyli dla młodzieży. Ale w końcu młoda kiedyś byłam i co nieco pamiętam, więc mogę spokojnie. Jeszcze pamięć nie szwankuje i potrafię w myślach przenieść się do tego czasu, kiedy życie wydawało się łatwiejsze, nie było takich dojrzałych problemów, ale były inne, nie mniej ważne, a w tamtym czasie wydawały się najważniejsze na świecie.
I tak trafiła do mnie powieść Julity Sarneckiej, która wcześniej podbiła społeczność Wattpada “I like you, Hype Boy”. Wattpada nie obserwuję a autorka była dla mnie zagadką. Od razu nasuwa się pytanie, co z tego może wyjść. No cóż, sprawdźmy czy podzielę zachwyty wyżej wymienionej społeczności.
Tematyka książki okazała się tak daleka od tego, co mnie interesuje, że śmiało można powiedzieć o wyjściu ze strefy własnego komfortu. Czy było warto?
Dość szybko odnalazłam się w świecie młodych ludzi, w którym główną bohaterką jest dwudziestodwuletnia Sana, stażystka w redakcji. To, co ją wyróżnia spośród innych stażystów to biegła znajomość języka koreańskiego. Dzięki temu otrzymuje interesujące zlecenie na napisanie artykułu o zespole K-popowym. Oferta jednak wiąże się z wyjazdem do Korei (i tutaj miałam pierwsze spotkanie z wujkiem Google, bo K-pop, obojętnie jak brzmi, to dla mnie czarna magia, że rodzaj muzyki to nawet dziecko wie, ale dobrze dowiedzieć się więcej, skoro się o tym czyta).
Aby artykuł był rzetelny i wiarygodny dziewczyna zamieszkuje z członkami zespołu i stara się spędzać maksimum czasu w ich towarzystwie.
Biorąc pod uwagę fakt, że książka jest skierowana do młodego czytelnika, uważam że nie powinna zawierać treści, wybrzmiewających niemal jak pochwała pewnych zachowań, które raczej winny być potępiane u młodych ludzi (i nie tylko u młodych).
Literackie dziecko Julity Sarneckiej to powieść obyczajowa i romans w jednym. I muszę przyznać, że wątek romantyczny jest dość mocno rozbudowany. Sarnecka ma lekkie pióro, ale potrzeba czasu i wielu jeszcze książek żeby stała się pisarką rozpoznawalną. W tej chwili trochę się zlewa z podobnymi do niej. Bez problemu podczas czytania znajduje się błędy, które zrobiła autorka, a których nie wyłapała nawet korekta. Słabe to, przyznacie.
Jednak mimo tych niedociągnięć książka może się podobać, zwłaszcza młodzieży, która w końcu jest docelową grupą odbiorców. Wydaje mi się, że książka będzie miała tyleż zwolenników co przeciwników. Moja ocena - mając w pamięci, że jednak byłam kiedyś tam młoda i postępowanie wówczas jest naprawdę różne - plasuje się w okolicy ‘dobry’. Znaczy to tyle, że strasznej tragedii nie ma i że oczywiście zawsze mogłoby być lepiej.
“I like you, Hype Boy” to książka dość interesująca, przy okazji różnych problemów można liznąć trochę wiedzy o muzyce, kuchni oraz o kulturze odległej i w pewnym sensie egzotycznej dla nas Korei. W tym miejscu muszę dodać plusik za zamieszczony na końcu książki, bardzo przydatny słowniczek, który, zapewniam, nie jeden raz będzie Wam potrzebny.