Niekiedy jednak język, na jaki przekłada się teksty Derridy, powinien wręcz pozostać wobec niego bezradny. Za wyraz takiej uzasadnionej kapitulacji uznaję tytułowe fichus, które pozo-stawiam nietknięte. To oczywiście jedno z długiej listy pojawiających się u Derridy słów nieprzekładalnych. Można wobec nich przybrać dwojaką strategię. Albo znajdywać możliwie adekwatne polskie ekwiwalenty, których niewystarczalność uzupełni się komentarzem, albo zrezygnować całkowicie z przekładu. Pierwsza strategia ma po swojej stronie myśl Derridy o tym, że to, czego nie da się przetłumaczyć, należy jednak, z konieczności zniekształcająco, przekładać. Druga - równie często i dobitnie wyrażane przez niego stwierdzenie: "Tego słowa się nie przetłumaczy". Zjawiska takie jak fichu trzeba by więc traktować jako polisemiczne węzły, które nie poddają się wygładzeniu w żadnym przekładzie. Zwróćmy jednak uwagę, że pierwsza ze strategii, stosowana w dotychczasowych polskich tłumaczeniach, dotyczy bądź neologizmów (jak diffrance czy hantologie), bądź archaizmów (jak fors), ograniczających się zwykle do wąskiej palety semantycznej. Inaczej jest w przypadku słów, takich jak fichu, bete, czy maintenant, które choć powszechne i zwyczajowo używane we francuszczyźnie, tworzą zarazem polisemiczne obiekty, mutujące w zależności od ich formy gramatycznej, liczby, rodzaju, czy części mowy. Jako że fichus należy do tej drugiej grupy, zdecydowałem się pozostawić oryginalny zapis tytułowej frazy tekstu. Rzeczownik fichu oznacza chustkę lub szal, niekiedy przejmuje jednak funkcję przymiotnika, jak w cytowanym przez Derridę zdaniu wypowiedzianym rzekomo przez jego umierającego ojca: "Je suis fichu", "jestem skończony!" W niektórych wyrażeniach (Il s'est fichu de quelqu'un) pracuje w innym rejestrze, oznaczając drwinę. Innym jeszcze razem, używane zamiennie z foutu, wdziera się w nie tonacja skatologiczna. Jakby tego mało, w tytule pojawia się też wskazujące na liczbę mnogą "s" (fichus), co dopełnia rozmiaru komplikacji. Z sennego hieroglifu Benjamina o przemianie poezji w fichu wśród wielu potencjalnych wskazówek wyczytać można chyba i taką: oto kiedy różne porządki ogólności, systemy polityczne, gospodarcze, religijne czy filozoficzne ścierają na proch to, co jednostkowe, uznane za zbędne, zaburzające ich spójność, uparcie niedające wprasować się w ich monolit, prawdziwe Oświecenie, gdzie trzeźwy rozum pobudzany jest stale snami o powszechnej emancypacji, wspiera upodmiotowienie wszelkich pojedynczych istot, widzianych teraz w swojej absolutnie bezbronnej kruchości. W Fichus popatrując na splątany sen Benjamina i śledząc senne motywy z Adorna, Derrida zwierza się więc też ze swojego własnego snu. Snu, w którym śni się już nie o "człowieku", "zwierzęciu", czy jakiejkolwiek formie tożsamości, ale o wspólnocie nieskończenie różnorodnych i wewnętrznie porozszczepianych jednostkowych istnień, które mogłyby wreszcie żyć poza relacjami podległości i przemocy. Trudno o lepszą pobudkę do działań niż taki sen, sen, po którym faktycznie godzinami trudno byłoby zasnąć ponownie ze szczęścia. *** Fichus to mowa, którą Derrida wygłosił z okazji otrzymania nagrody imienia Theodora Adorno. Wbrew oczekiwaniom nie traktuje ona o dialektyce negatywnej i jej wpływie na dekonstrukcję.