Nikogo nie trzeba chyba specjalnie przekonywać, że warszawska Praga różni się zasadniczo od Pragi czeskiej. I nie chodzi tylko o brak zamku na Hradczanach. Mało w tej dzielnicy reprezentacyjnych budynków, a te które ocalały z pożogi wojennej w znacznej części wymagają natychmiastowej opieki i reanimacji. Ciemne, odrapane podwórka - niejednokrotnie wciąż noszą ślady ostatniej wojny i straszą swoim wyglądem wszystkich, którzy nieopatrznie zdecydowali się zapuścić w te rejony. A trzeba Wam wiedzieć, że to nie wszystkie strachy, które czekają tu na przybyszów. Ich źródłem są pozornie zwyczajne kamienice, a przede wszystkich piwnice. W połowie lat czterdziestych XX w., kiedy Pragę zdobyła Armia Czerwona i podporządkowane jej dowództwu ludowe Wojsko Polskie, zyskały one nową, niechcianą i nieznaną dotąd rangę. Nowi lokatorzy spod znaku NKWD i UBP, a przede wszystkim ich ofiary, odcisnęli na tych murach niezatarte do dziś piętno. Krzyczą one w mroku i ciszy pozostawionymi na ścianach dramatycznymi inskrypcjami - świadkami dramatów i beznadziei przetrzymywanych tam kiedyś ludzi. Spacer po tych miejscach to prawdziwe wyzwanie, na które odważą się tylko prawdziwi poszukiwacze przygód o stalowych nerwach - tacy jak Aga, Adam i nieodłączny Hamlet. Jeżeli chce się być świadomym mieszkańcem Warszawy, z tym wyzwaniem warto się jednak zmierzyć. Weźcie zatem za rękę rodziców lub starsze rodzeństwo i koniecznie, drodzy Czytelnicy, odwiedźcie Strzelecką 8. Zapewniam, że nie będziecie tego żałowali.